Wywiad z Aleną Łazutkiną, czyli cienista strona biznesu książkowego

Udostępnij

Wywiad z Alyoną Lazutkiną czyli Szara strona biznesu książkowego

Ciekawe pomysły /... Opowieści z życia W bibliotece było cicho i zaskakująco. Cicho, bo to było naprawdę czytanie. I o dziwo, bo książki tam nie pachniały. Wcale nie. I dopiero ogromny tom dzienników Andy'ego Warhola powiedział, że tak właśnie powinna wyglądać biblioteka. Cichy, miękki, lekki i zaskakujący. W końcu nie codziennie spotyka się tam wydawcę, który nosi okulary Johna Lennona i włosy w kolorze pszenicy.





Ze szczególnym rodzajem wydawcy, który spolszczył Andy Warhol powiedział:
- Chodźmy gdzie indziej, o podobnej objętości.

Bo z wydawcą zawsze jest o czym rozmawiać, i nie chodzi tu tylko o wczesne utwory Green Grey.

- Oczywiście nadal pracowałabym z Zielonymi" - mówi Alena, była producentka kreatywna zespołu - "ale książki zebrały swoje żniwo. Zwłaszcza, że to było moje całe świadome życie i pierwsza praca. Wciąż pamiętam swój sklep" - powiedziała, a ja wróciłam myślami do siebie w wieku 18 lat i znów spojrzałam na Alenę. Zastanawiałem się, czy zmieniła się od tamtego czasu. Wyglądało na to, że nie miała - taka się urodziła. Pewny siebie, o prostym spojrzeniu i ścieżkach, które prowadzą tylko do przodu. Na jej pierwsze warsztaty produkcyjne. Warsztaty książkowe.





- Zaraz po tym seminarium pojawili się nowi klienci i nie było czasu, aby połączyć te dwie sprawy. Wtedy też postanowiłem opuścić grupę. Ale nie z zawodu. Bo promocja w książkach i show-biznesie to praktycznie to samo. Dostosowane do produktu, który jest jak łatwo psujący się jogurt. A wszystko to jest związane z trendami.

Nigdy nie porównywałam książek do jogurtu, ale jeśli chodzi o trendy, to jest to zrozumiałe.

- Życie projektu książki jest dość krótkie, mówi Alena, więc trzeba przygotować odbiorców, samą książkę i autora do jej wydania. Ale choć pracuję tylko z autorami współczesnymi, to jednak liczę na czas. Na przykład, jestem pewien, że Tamriko Sholi będzie nadal popularny za 100 lat. A to dlatego, że jej temat zawsze będzie aktualny.



- Z drugiej strony", kontynuuje Aliona, "nie ma sensu promować książki bez autora. Dlatego też, bez wyjątku, radzę wszystkim pisarzom odbyć podstawowy kurs aktorstwa i wystąpień publicznych. To się przyda.

Aktorstwo dla pisarza. Może to nowy trend? Ciekawe.

- Nie, nie wymyślam nowego wizerunku ani nie tworzę postaci", wyjaśnia Alena, "ja tylko upiększam to, co mam. Pisarz nie jest aktorem, ale powinien umieć zaprezentować siebie i swój produkt. Jeśli chcesz być popularny, bądź popularny. Tym bardziej, że maksymalna sprzedaż odbywa się offline.



- Jestem pewna, że każda sztuka powinna przynosić odpowiedni dochód, - mówi Alena, - nie imponuje mi zasada głodnego artysty. A dziś autorzy są całkiem zdolni do generowania dochodu - sugerują jej otwarte gesty - wszystkie drogi są otwarte.

- Autor musi być aktywny" - mówi - "nie tylko w pisaniu, ale i w życiu. Pisanie na biurku nie jest już modne. Zawsze jest też jakaś publiczność" - Alena wykonuje asertywny gest głową - "Albo ja ją znajdę" - śmieje się.
Więc każdy może pisać? - Pytam. - Każdy tekst można uczynić czytelnym, - odpowiada Alena, - od tego są redaktorzy i korektorzy. A nawet pomysł może nie być unikalny. Najważniejszy jest produkt końcowy" - mówi, a ja myślę o klasykach, które są znane od pokoleń. Czy myśleli wtedy o produkcie?



- Chcę, aby czytanie stało się popularne - mówi Alena - to jest mój cel i marzenie. Przecież PKB danego kraju zależy od średniego IQ jego mieszkańców - tak mówią badania. A o jakiej inteligencji możemy mówić, skoro dziś najlepiej sprzedają się książki z przepisami i przetworami?

Nie wiedziałam o konserwacji, ale Alena ma wszystkie dane w liczbach, więc nie ma miejsca na wątpliwości.

- Chcę, żeby ludzie czytali. Chcę, żeby pisali. Chcę, aby zarabiali na swojej pracy, ponieważ jest to właściwe postępowanie. To ma sens" - mówi i rzeczywiście ma.

- Nie ma książek dla wszystkich", kontynuuje, "więc na każdy produkt, na każdą książkę, znajdzie się nabywca. Albo ja ją znajdę", uśmiecha się znowu, a ja wyobrażam sobie świat, w którym każdy będzie miał swoją osobistą książkę. Jak przepustka na literacką wyspę.

- Wyspa Literacka jest już dzisiaj moim celem" - mówi i oczy jej się świecą. Założę się, że tak - to nawet brzmi wyjątkowo. Jakby oddzielne państwo. Na takim odosobnionym kawałku ziemi, gdzie można się zgubić i znów odnaleźć. Gdzieś pomiędzy mostami, które łączą brzegi.

- Będzie tam biblioteka - marzy Aliona - oczywiście, wydawnictwo z niezbędnym zapleczem, przestrzeń do organizowania forów i festiwali. Kijów musi stać się literacką stolicą" - mówi, a ja nie mam wątpliwości, że tak się stanie.

Wystarczy, że usiądę obok Alyony i już jestem gotowa własnymi rękami kłaść cegły pod nowe wydawnictwo. Taki, który wydrukuje tysiące egzemplarzy. I żadnej krytyki.

- Spędzają dni na czytaniu książki, która im się nie podoba, a potem godzinami opisują powody, dla których tak się stało. Zamiast odłożyć książkę i sięgnąć po kolejną. Taki, który im się podoba. Szkodzi to nie tylko nam konkretnie, narodowi niepewnych siebie ludzi, którzy dopiero zaczynają pisać i czytać po ukraińsku, ale także globalnemu stanowi rzeczy" - mówi - "Po co szerzyć negatywność, której i tak jest wystarczająco dużo".



- Gdyby ludzie przeznaczali swoją negatywną energię na prawdziwe projekty, świat już dawno byłby lepszym miejscem" - kontynuuje Alena, a ja nie mogłabym się z nią bardziej zgodzić. Lepiej jest pomagać radą niż pisać szkalujące artykuły", myślę, a Alena potwierdza: "Krytyka na etapie zatwierdzania jest właściwa. Manuskrypt jest wstępną wersją książki. Na tym etapie jest redaktor i elastyczność pisarza, moim zdaniem. Ale w każdym razie - jeśli autor chce opisać to konkretne znaczenie, w tej konkretnej frazie - ma do tego prawo. I są ludzie, którzy mają prawo czytać tego autora lub nie - wybór należy do każdego" - wyjaśnia, a ja znów się zgadzam.

Wspaniale jest mieć wybór. W literaturze i w życiu. W kinie.

- Powoli dochodzimy do tego, że filmy krótkometrażowe stają się coraz bardziej popularne niż filmy - mówi - Następne muszą być książki - mówi - jeszcze trzy lata temu nie można było o tym nawet marzyć, a dziś mówię o tym otwarcie. Już widzę, jak to się dzieje.

Jej oczy znów błyszczą tym specyficznym kolorem. Kolor pewnej nadziei. Tym kolorem musiały płonąć oczy Andy'ego Warhola, który sztukę zamienił w sztukę biznesu i stworzył własną matrycę umożliwiającą komercyjne umieszczanie obrazów.



- Tak, właśnie o takiej osobie myślałam, kiedy miałam 14 lat" - mówi Alena, poprawiając miejsce na koszuli, gdzie mógłby być krawat. - I nawet plany wnętrz się spełniły" - uśmiecha się tak męsko, a jednocześnie tak kobieco. Jak Łazutkin, to oczywiste. Ta charyzma i styl są niezaprzeczalne. Tak więc ta historia to dopiero początek.

Autorzy i czytelnicy, przygotujcie się! Przecież czytanie nie psuje jogurtu.
Autor: Marina Makarchuk Omów artykuł
  • Wywiad
Powiedz znajomym: Subskrybuj magazyn:
  • Czytaj także
  • Komentarze